niedziela, 7 grudnia 2014

na pełnych obrotach

Sądziłam, że uda mi się napisać posta jak to obiecałam w piątek, niestety nie dałam rady. Bartek dał mi nieźle popalić. Nie wiem, może to z tego względu, że koniec tygodnia i uznał, że może wypruć ze mnie wszystkie flaki, bo będę się w końcu regenerować dwa dni i składać do kupy. Albo był to taki prezent mikołajkowy. Ale czy to z
naczy, że byłam grzeczna i dostałam tak intensywną rehabilitację, czy jednak psociłam cały rok, więc taki wycisk to miała być ta przysłowiowa rózga...? W tym momencie, gdy jest niedziela godzina 19:40 nie mam sił by się nad tym zastanawiać i już tylko marzę o kolacji i łóżku.
Tym bardziej że weekend był pełen wrażeń i niezwykłych przeżyć, ale o tym już w następnym poście jak o kilku istotnych sprawach.
Nie gniewajcie się na mnie proszę o brak szczegółów z tego, co robię na ćwiczeniach. Bardzo chcę się tym pochwalić, ale chyba przeraża mnie sam fakt opisywanie tak dużo i nawet nie wiem od czego zacząć! :) Dlatego znów niestety Was zawiodę i wstawię jedynie zdjęcia, które mówią same za siebie. Może dzięki temu nie urwiecie mi głowy.














Brak komentarzy: